Jeśli dla jednych znalezienie pracy na miejscu graniczy z cudem, to jak nazwiemy osoby, które ruszają w świat w poszukiwaniu pracy? A jak nazwiemy ludzi, którzy z dnia na dzień rzucają wszystko i rozpoczynają swoją wielką przygodę na Wyspach Karaibskich?
Porównanie Terespola do Karaibów dla niektórych wyda się śmieszne, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Od siedzenia i marudzenia praca się nie znajdzie. Nie ma magicznej recepty. Jednak, jeśli ktoś myśli, że pewnego pięknego dnia zapuka do nich pracodawca i zaproponuje zatrudnienie. Nie, tak się nie stanie. Praca z nieba nie spada.
Niektórzy jednak na przekór wszystkim i wszystkiemu potrafili wyjechać na drugi koniec świata z przysłowiowym tobołkiem na patyku. Da się? Oczywiście, że tak. Zrozumiałe jest, że nie wszyscy pragną dalekich wojaży zagranicznych, ale spokojnej pracy w swoim rodzinnym mieście. A co stoi na przeszkodzie? Powiecie – brak pracy. Ok. Zrozumiałe. W takim razie, jeśli nie ma ofert pracy dla Ciebie, lub nie ma ich praktycznie wcale, to je stwórz. Tak dobrze słyszysz.
Obecnie Urząd Pracy daje sporą kasę na rozpoczęcie własnej działalności. Wystarczy tylko odrobinę kreatywności i solidny plan działania. Powiesz – w Terespolu taki biznes się nie sprawdzi. Ale kto każe ograniczać się do Terespola? Rynek jest tak duży, jak powierzchnia Polski. Mało tego, sięga dalej. Rynek jest tak duży, jak nasz glob! Przecież można wykonywać pracę zdalnie lub usługowo wszędzie! Czasami ograniczeniem są jedynie nasze własne, ciasne klamry w umyśle. Pora otworzyć się na możliwości, a „niechcemisie” wrzucić do klatki razem z „niedasię”.